(A-Amelia; E-Eliza)
A-Hej kochana. Słuchaj musimy zrobić jeszcze jakieś zakupy przed wyjazdem. Bynajmniej ja muszę, a ty mi w tym pomożesz. Hahaha.
E-Haha. Nie no, mi też się przydadzą. Jeszcze mam na liście parę rzeczy do kupienia.
A-No ja właśnie też. Sukienki, stroje kąpielowe i jakąś walizkę, bo w moją się nie zmieszczę. Haha.
E-Ej, ja muszę zobaczyć czy ja w moją się dopakuję. Hahah. To kiedy na zakupy?
A-Jak najszybciej! Przecież w piątek wieczorem już lecimy.
E-To może dzisiaj po szkole?
A-Mi pasuje.
E-Dobra, to zobaczenia w szkole. Pa!
A-Ok, pa!
Spojrzałam na zegarek. Równo ósma. Za pół godziny zaczynają się lekcje. Muszę się pospieszyć, bo inaczej nie zdążę. Ubrałam szybko moje białe converse przed kostkę i wyglądałam mniej więcej tak:
W szkole byłam już po 10 minutach. Poszłam do szafki po parę rzeczy, a później pod klasę. Czekało już tam parę uczniów, ale w śród nich nigdzie nie widziałam Ami. Minęło parę minut, a jej nadal nie było. Pomyślałam sobie, że pewnie znowu się spóźni i w tym momencie zadzwonił dzwonek. Kiedy już bylismy w klasie na swoich miejscach do klasy wbiegła Ami i usiadła koło mnie.
-Richardson, jak zwykle spóźniona.
W tym roku szkolnym pani profesor strasznie uwzięła się na Ami, ale na szczęście zostało już tylko parę dni i wakacje!
*Dzień wyjazdu, perspektywa Ami.*
Za dwie godziny mamy samolot. Właśnie kończę pakować ostatnie rzeczy do torby podręcznej, bo za pół godziny musimy wyjechać z domu, żeby się nie spóźnić, bo lotnisko jest na obrzeżach miasta. Eliza jedzie ze swoimi rodzicami, a ja z moimi. Mamy spotkać się na lotnisku.
Za dwie godziny mamy samolot. Właśnie kończę pakować ostatnie rzeczy do torby podręcznej, bo za pół godziny musimy wyjechać z domu, żeby się nie spóźnić, bo lotnisko jest na obrzeżach miasta. Eliza jedzie ze swoimi rodzicami, a ja z moimi. Mamy spotkać się na lotnisku.
Czas zleciał bardzo szybko. Zaraz będziemy lądować. Nie znoszę tego momentu, bo zawsze wtedy strasznie piszczy mi w uszach. Na miejscu ma czekać Patric, kolega mojego taty, który odwiezie nas do naszej willi.
*Wieczorem, perspektywa Elizy*
Willa jest niesamowita! Urządzona w nowoczesnym stylu, co nam jak najbardziej odpowiada. Są tu 4 sypialnie, każda z łazienką. Dodatkowo 2 łazienki, jedna na parterze, a druga na piętrze. Wielki salon, kuchnia. No i chyba najlepsze- pokój do gier i sala kinowa. Na dworze piękny ogród, a w jego centrum wielki basen.
Poszłam do swojego pokoju się rozpakować i spać, bo po podróży jestem bardzo zmęczona. Ami zrobiła dokładnie to samo.
*Rano, perspektywa Ami*
Wstałam około 10 i zeszłam w piżamie na dół z zamiarem wypicia porannej kawy. Taki mały zwyczaj. Elizy jeszcze nie było, pewnie jeszcze spała. Postanowiłam, że zrobię dla nas śniadanie. Oby dwie wprost kochamy naleśniki, zwłaszcza te z masłem i syropem klonowym, więc wybór był prosty. Rozrobiłam ciasto i zaczęłam je smażyć. Po paru minutach do kuchni zawitała Eliza, która była już ubrana i gotowa do wyjścia.
-Hej. Co tak ładnie pachnie?
-Smażę naleśniki na śniadanie.
Dziewczyna się wyszczerzyła jak głupi do sera. Byłam ciekawa co ona kombinuje. Zawsze jak wpadnie na jakiś 'genialny' pomysł robi właśnie taką minę.
-Mam pomysł..
-Wiedziałam...
-Co? Nie ważne. Może po śniadaniu pójdziemy na podbój Nowego Jorku? Jakieś zakupy, a później kawa. Co ty na to?
-Z chęcią. Daj mi tylko chwilkę, idę się ogarnąć.
*Perspektywa Elizy*
Pobiegłam szybko na górę do swojego pokoju. Ubrałam się tak:
Później zajęłam się makijażem i wyprostowałam włosy. Chwyc iłam torebkę z łóżka i zeszłam na dół gdzie czekała już na mnie Ami.
-Jestem, możemy iść.
Wyszłyśmy z domu i zamówioną wcześniej przez Ami taksówką pojechałyśmy do centrum. Po baardzo długich i owocnych zakupach poszłyśmy do Starbucksa na kawę i ciasto. Usiadłyśmy przy stoliku i rozmawiałyśmy. W pewnym momencie Ami wzięła swój telefon i zaczęła coś sprawdzać. Nagle zaczęła się cieszyć i ze szczęścia prawie krzyczała.
-Ej, spokojnie. Co się stało?
-Koncert! Dzisiaj! O matko!
-Jaki koncert?
-One Direction!
-Co?! O matko! Są jeszcze wolne miejsca?!
-Tak. O matko, zamawiam najlepsze bilety.
-Nie mogę w to uwierzyć. Nie dość, że jesteśmy w Nowym Jorku. Same, na cały miesiąc to teraz jeszcze ten koncert... Jestem taka szczęśliwa!
Jednak marzenia się spełniają...
Wróciłyśmy do domu i zaczęłyśmy się przygotowywać. Koncert jest o 20, więc na pewno zdążymy.